Info
Ten blog rowerowy prowadzi bote21 z miasteczka Bytom. Mam przejechane 7888.86 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Maj2 - 0
- 2013, Kwiecień3 - 0
- 2013, Marzec3 - 2
- 2013, Luty2 - 0
- 2012, Listopad1 - 0
- 2012, Wrzesień9 - 1
- 2012, Sierpień21 - 3
- 2012, Lipiec5 - 0
- 2012, Czerwiec15 - 2
- 2012, Maj17 - 1
- 2012, Kwiecień7 - 1
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 0
- 2011, Sierpień5 - 0
- 2011, Czerwiec8 - 3
- 2011, Maj13 - 1
- 2011, Kwiecień11 - 2
- 2010, Wrzesień1 - 0
- 2010, Sierpień8 - 0
- 2010, Lipiec7 - 0
- 2010, Czerwiec6 - 0
- 2010, Maj7 - 0
- 2010, Kwiecień2 - 0
- 2009, Sierpień6 - 1
- 2009, Lipiec17 - 1
- 2009, Czerwiec6 - 0
- DST 160.86km
- Czas 05:34
- VAVG 28.90km/h
- VMAX 73.13km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Colnago Prima
- Aktywność Jazda na rowerze
Republika Czeska
Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 1
Pomysł, który tkwił w mojej głowie od trzech lat w końcu został zrealizowany. Już byłem przekonany, że w tym sezonie po raz kolejny się nie uda. Jednakże, wczoraj, typowo spontanicznie wymyśliłem, aby pojechać dzisiaj. Bo czemu nie? Przecież nic nie stoi na przeszkodzie. Jak powiedział tak zrobił.
7:03, zwarty i gotowy do wyjazdu
Skłamałbym mówiąc, że jazda przebiegała sprawnie. Pierwsze problemy już w Wieszowej gdzie na rondzie kładą asfalt i ruch puszczany jest wahadłowo. Natężenie ruchu było duże przez co utworzył się korek. Do Gliwic już jakoś poszło, same miasto też o dziwo przeskoczyłem sprawnie. Do Rybnika jazda płynna. Potem zaczął się dramat. Cały Rybnik rozkopany. Nie znam topografii miasta, więc nie ryzykując kierowałem się zgodnie ze znakami objazdu. Jak już minąłem centrum i wróciłem z powrotem na DK78 to horror się nie skończył. Droga rozkopana, a na niej 4 albo i 5 wahadeł z sygnalizacją świetlną. Eh... Samo miasto to jedna wielka wspinaczka i zjazdy. Najpierw pod górkę tempem żółwia, żeby potem bez pedałowania zjeżdżać 60 km/h i znowu pod górkę, i z górki, i tak w kółko przez całe miasto. Czym bliżej celu tym bardziej chciałem tam być. Słupki kilometrowe uciekały wolno, znaczy względnie wolno, po prostu bardzo chciałem mijać kolejne. W końcu dojechałem, po zegarowych trzech godzinach i pięciu minutach. Kupuję po polskiej stronie ciasteczka i wodę, a następnie przejeżdżam do naszych południowych sąsiadów, gdzie urządzam mały piknik.
Zrobiła się 11, więc postanowiłem wracać. O 11:10 ruszam, tym razem wiatr wieje w plecy. Jazda idzie mega sprawnie. Po 10-ciu kilometrach na podjeździe wyprzedza mnie kolarz. Połknął mnie z łatwością. Spiąłem się i z prędkością 35 km/h dochodzę do niego. Nieźle dał mi po nogach taki zryw na podjeździe. Pięć kilometrów trzymam się za nim, na płaskim i z górki nie ma źle, jednak perspektywa dystansu jaki mnie jeszcze czeka do tempa jakie zostało narzucone nie nastraja mnie optymistycznie. Pędziliśmy prawie 50 km/h. Widząc podjazd musiałem odpuścić. Nawet nie próbowałem utrzymać się za nim. Wolałem pojechać swoim tempem. Kilka kilometrów później łapię cysternę z Holandii. Bardzo dobra opcja przejeżdżając przez Wodzisław Śląski, ponieważ cały czas mogłem w tunelu aerodynamicznym jechać przepisowe 50 km/h za nią, potem przycisnął do 65 km/h i na delikatnym podjeździe zostałem. Tym sposobem dojechałem do Rybnika, gdzie znowu jechałem objazdem, tylko teraz z drugiej strony miasta. Gdybym wiedział, że tak on wygląda w życiu nie pchałbym się w niego. Nadłożyłem jakieś 6 kilometrów! Od Rybnika już bez problemów, wiaterek ładnie pchał, kryzysu nie było. Minąłem Gliwice i gdzieś około 12 kilometrów przed domem pojawił się problem. Opadłem z sił. Wydaję mi się, że było to spowodowane myślą o bliskości domu, o szczęśliwym końcu podróży. Mimo to udało się dalej niezłym tempem, choć nie już tak dobrym dojechać do domu.
Komentarze